czwartek, 21 lipca 2016

Przygoda z gorącą Włoszką

Kiedy byłem mały, kłóciłem się z innymi chłopcami o to czy Porsche Carrera GT jest lepsze od Lamborghini Murcielago. W głębi duszy i tak każdy z nas kochał i pożądał Ferrari...


Mając nieco więcej lat mogłem spełnić swoje marzenie. Kilka dni temu zasiadłem za kierownicą Ferrari F430, które od lat rozpala moje fantazje na temat piekielnie szybkich samochodów. Jak szybkich?

Ferrari F430 bez wahania przewiezie Ciebie 315 km/h, a do setki przyśpieszy w 4 sekundy. Serce stworzone we włoskiej Modenie to nieprzeciętne V8 o pojemności 4,3 litra i mocy 490 włoskich koni z rodowodem. Jeśli te wartości nie robią na Tobie wrażenia to albo masz w garażu Bugatti Veyron Super Sport, albo masz doświadczenie z takimi osiągami tylko w grach komputerowych. 


Zacznijmy jednak od początku - wygląd i pierwsze wrażenie. Włoskie biuro projektowe Pinininfarina stworzyło ponadczasową sylwetkę samochodu, który jest piękny w całości, jak i w detalach. W tych można zagłębiać się bez końca na kilka godzin. Kiedy widzisz mały znaczek włoskiego biura projektowego tuż przed tylnym kołem, logo czarnego konia na żółtym tle na przednim błotniku i wytłoczenie w kształcie F430 na lusterku, które przynosi na myśl wytłoczenie z tylnego skrzydła modelu F40 to wiesz, że stoisz przed samochodem pełnym szyku, a zarazem szaleństwa skrojonego na wymiar, niczym karmazynowy garnitur od Stuart Hughes. 


Nie trzeba jeździć tym samochodem, aby rozpływać się w motoryzacyjnym raju. Wystarczy posłuchać symfonii wydobywającej się z potężnych wydechów. To uczucie jest chyba najlepsze... Kiedy zatopiłem się w głębokich fotelach ze skóry wiedziałem, że czeka mnie coś niezapomnianego i szalonego, nie bacząc na ciasne i spartańskie wnętrze. Cały czas o tym przypominało mi ryczące monstrum tuż za moimi plecami. Kiedy ruszałem czułem się, jak pilot bombowca Enola Gay, który jest masowany po plechach bombą jądrową, bo tak właśnie pracuje silnik Ferrari.



Choć autodrom w Jastrzębiu nie zafundował mi długiej i meczącej przejażdżki to i tak mogłem poczuć się, jak Michael Schumacher i choć w kilku procentach wykorzystać potencjał samochodu. Przyśpieszenie wprawia w zachwyt, ale... To nie jest to co zmienia Twój pogląd na ten samochód. Kiedy do niego podchodziłem, wiedziałem czego się spodziewać na prostych. Jednak nie spodziewałem się, że w trybie Sport to auto będzie mogło pokonywać zakręty z finezją łodzi motorowej żywcem wyjętej z Miami Vice. Hamowanie przed zakrętami tylko po to, aby w nie wchodzić i rozkręcać silnik pędząc wskazówką obrotomierza na czerwone pole było niezapomnianym przeżyciem i dawało mi większą frajdę niż deptanie pedału gazu na prostych. To właśnie wtedy pojąłem fenomen samochodu wyczynowego! Widok pracującego zawieszenia, zacisków wgryzających się w potężne tarcze i dźwięk z zaświatów wypluwany z resztami niedopalonej benzyny mógłby codziennie zabierać mnie w inny świat, pełen pasji i hedonizmu.

Kiedy zakończyły się moje chwile uniesień za kierownicą Ferrari mogłem przejść do niemniej przyjemnej części, czyli podziwiania prawdziwych dzieł sztuki, wojowników różnej maści, wisienek na motoryzacyjnym torcie. Lamborghini Gallardo LP-560, Ferrari F458, NIssan GTR, Porsche 911 GT3, Audi R8, Aston Martin DB9, Dodge Viper... Takie towarzystwo sprawiało, że żaden z samochodów nie mógł się w pełni wybić na tle tak dzikiego gonu, ale każdy mógł być doskonałym dodatkiem do moich strojów przygotowanych na nietuzinkowe wieczorne przyjęcia. Marzenia...

Cała ta przygoda wydarzyła się na spotkaniu przygotowanym przez portal AutoPrezent.pl, który dosłownie spełnia motoryzacyjne marzenia. Mogąc liczyć na pomoc instruktorów i miłą pogawędkę czas spędzony w samochodzie marzeń jest na wagę złota. Na torze Jastrząb-Przysuski czekało mnie pozytywne zaskoczenie, bo uwierzyłem, że w Polsce można nie tylko zamykać fajne obiekty do szlifowania swoich umiejętności w bezpiecznych warunkach. Czy warto komuś zrobić taki prezent? Nawet nie pytajcie... Nie widziałem nikogo, kto bez uśmiechu na twarzy opuszczał samochód... No może z wyjątkiem dzieciaka, który wysiadł zielony na twarzy po przejażdżce z instruktorem w Lamborghini. Ja już marzę o kolejnym razie... Tym razem coś orientalnego z temperamentem.

Za wspaniale spędzony cały dzień chciałbym najszczerzej i najserdeczniej podziękować Oliwii.





















--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------












Zdjęcia: Oliwia Zielińska & Dariusz Borowiec


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz