sobota, 13 października 2012

Gdzie się podziała moja "płodność"?!


O ironio! Nie tak dawno chwaliłem walory pięknej jesieni, a teraz czuję, że ona sama pożera mnie, jak głupota. No nie wiem co się dzieje, kurwa... Płodność to nie to co macie na myśli... Płodność to wena, która niestety nie doskwiera mi ostatnio wcale. Chryste... Jak tak można?! Osprey cierpi i jest mu źle. Zapisuję znów kilka linijek o niczym w zasadzie, a Ty dalej to czytasz. Nie wierzę. Co u mnie zapytasz pewnie z konieczności czy też z grzeczności? U mnie jest, jak jest i tyle. Nie tworzę, bo tworzeniem nie można nazwać procesu pracy na przymus. To tak, jakby jakiś Żyd w obozie powiedział, że on tu nie pracuje, tylko tworzy. Może muzyka uratuje moją wenę, która dość zdradliwie kąsa moje ostatnie pomysły. Dobrze, że wiele moich znajomych, kolegów, przyjaciół założyło swoje blogi. Mogę bezczelnie ich podglądać i rozbierać ich błogą twórczość na czynniki pierwsze. Temat letni w tych wersach dziś już nie besztam... Nie warto. Było-minęło. Czeka nas zima i brzydka pogoda. Z nią pewnie przyjdzie beznadziejna pustka w skarbnicy pomysłów. Przynajmniej będę mógł wylać swoje żale. Z resztą teraz to już nieważne. Może kupno samochodu poprawi mi humor. O tym napiszę innym razem. Póki co zacznę inaczej:

Drogi pamiętniczku. 
Dawno nie pisałem do Ciebie, ale było to spowodowane tym, że moje głośniki Logitech odbierają wieczorami jakieś ukraińskie stacje radiowe. Non stop słyszę piosenki ze wschodu, non stop widzę tańczące żurawie i czuję się, jak pijany lis na stepach akermańskich. Dzisiaj coś napisałem i znów pewnie zniknę, dzisiaj znów coś napisałem o powiedziałem sobie, że będę robił to częściej. Póki co znów słyszę piosenkę, gdzie jakiś dziwny pan wyje do dźwięków gitary. Dzisiaj posłucham czegoś lepszego. Dzisiaj posłucham Mielzky'ego, który nie śpiewa po ukraińsku i nie śpiewa do gitary. Wszyscy dziś narzekają, więc ja nie będę inny, jak zawsze. Napisałem dzisiaj beznadziejną recenzję i boli mnie gardło. Ten pan mnie znowu denerwuje i sam nie wiem co mu zaraz zrobię. Do tego wywala mi cały czas jakąś wtyczkę w przeglądarce. Drogi pamiętniczku.... Chciałbym się pożegnać, dobranoc ostatnia z nocy wschodzącego słońca i pewnego jutra. W końcu kiedyś wszyscy pokonamy pomidory.




poniedziałek, 1 października 2012

Ostatni powiew lata!


Nie, nie, nie... Nie spodziewałem się po sobie tego typu wpisu. W ogóle nie sądziłem, że będę zadowolony z pogody, która wita nas w październiku. Spodziewałem się deszczu, zimna i aury rodem z Twin Peaks, a na kalendarzu przezornie zacząłem zakreślać "październik" i pisać "piździernik". Wyszło inaczej. Fajnie, że mamy taką pogodę. Rzadko dopada mnie taka wrażliwość, że potrafię dostrzec piękno otoczenia. Teraz tak mam i sprawia to, że się uśmiecham. Pamiętam, jak na wiosnę skakałem w kałużach i wyglądałem co najmniej, jak ktoś niedorozwinięty. Dobrze mi z tym! Nasza pogoda jest świetna!Przynajmniej jesienne przemijanie nie uderza tak mocno po karku i jakoś o uśmiech łatwiej. Do tego nie trzeba nosić tych beznadziejnych kurtek i gotować w ciasnym autobusie. W takiej aurze mogę spokojnie przeżywać "jesienną depresję", która i tak mnie dopadnie. Będzie dobrze... Może nie jest dobrze, ale w jakiś sposób jest stabilnie. Czas na mnie... Spokojnego wieczoru i nocy ;)

Klasycznie dorzucę Wam coś na głośniki ;) 

Osprey.